Obserwatorzy

Translate

piątek, 20 marca 2015

Nie jestem wzorem do naśladowania... Nie urodziłem się liderem...

Patrzę w lustro, a szczególnie w swoje oczy, widzę pęknięcia... Jestem jednym z odłamków, który rani wszystkich wokół... Nic nie poradzę... Tak mnie ukształtowano, do mnie należy teraz, wyszlifować wszystkie ostre zakończenia... Znajduje się pośród miliona takich odłamków, zaginiony w echu szklistych odbić, które spadają ciągle i ciągle... Tzn Cierpienie, które ciągle spada, nie bezpośrednio na mnie, ale na moich bliskich... Najgorsze jest to, że to ja ich ranię, tą ostrością... Mam żądze wyszlifowania tych ostrości... Chcę przestać, kaleczyć innych, chcę być dla nich "szkłem szlachetnym"... Wszystko czego pragnę, to być pozytywnie zauważonym przez najbliższe mi osoby... Walczę o to dzień w dzień, odkąd zacząłem toczyć bitwę z "przeszłością"... Mam nadzieje, że wygram te starcia... Pewna fantastyczna osoba, powiedziała mi "Nigdy nie trać nadziei, bo nadzieja jest silniejsza niż strach"... Ciągle żyję nadzieją, że będzie lepiej... Czuję wewnątrz, że będzie lepiej... Musi być lepiej... Ciągle uciekam do słuchania LP i Eminema... To ich muzyka sprawia, że się nie łamię całkowicie... "Dawaj chłopie... Dasz radę, Dźwignij ten ciężar dla siebie ale przede wszystkim dla najbliższych"... Staram się to robić... Przyznam, że miałem kiedyś taki prawdziwy, moment załamania... Miałem za mało dostarczonej energii przez muzykę... Moja część mózgu odpowiadająca za miłość do muzyki i ten generator energii zostały "odpięte"... Chwilowy brak "prądu", spowodował sięgnięcie za skalpel... Schowałem się w kąt... Ciemnica... Podwijam rękaw... Zrobiłem wielkie oczy, tak jakby mnie to podnieciło... Widok żył... To było coś w stylu "O jakie piękne..." Czułem jak ta krew tam płynie... Normalnie jakby krew była trucizną... Chciałem ją z siebie wylać... "Dać jej popłynąć ku wolności"... Prawa ręka, trzymam skalpel... Lewa ręka podwinięty rękaw, i już przymierzałem się do wykonania cięcia... Tego momentu nie zapomnę... Już dotknąłem ostrzem skóry, gdy tu nagle została dostarczona energia do zasilenia mojej "wyłączonej" części mózgu... Ta energia sprawiła, że ten skalpel, który trzymałem w prawej ręce, wyrzuciłem z wielką siłą od siebie... "Ty pieprzony egoisto, pomyślałeś, chociaż o innych? Przecież masz dla kogo żyć... Wstydziłbyś się tego co chciałeś zrobić..." Muzyka, mój sposób przygotowawczy, do zmierzenia się z problemem... Zastąpiłem skalpel krzykiem... Scream Chestera mi pomaga... Próbuje robić jak On... To naprawdę pomaga... Dziękuję za to, że Chester ma taki talent... Ten człowiek uratował mnie przed samym sobą... Zawdzięczam mu życie...

Chcesz rozmawiać o ofiarach, sprawię, że znajdziesz się wśród nich

1 komentarz:

  1. ''Ofiara własnego wyboru'' tytuł mojego bloga, pasuje tu jak ulał. Piękne, jeśli cierpienie może być piękne, to to jest. Bo z cierpienia, uwolniłeś się w powietrze. Powróciło życie...i więcej...i chęć naprawienia losu, rozbitych szkieł, chęć życia, powrót na nowo, ''za wrócone życie nie zapomnij podziękować i Bogu''

    OdpowiedzUsuń